Czarny humor
śp. ks. Piotr Pawlukiewicz i ks. Bogusław Kowalski
Jak sobie wyobrażamy życie w Nazarecie? Że Maryja wstawała rano i wołała:
– Jezusie, synu Dawida, co chcesz na śniadanie?
– Wieżo z kości słoniowej, może kawy?
– Domie złoty, chleba ci dokroić?
– Królowo Polski… – (Nie… to chyba za wcześnie na to określenie…).
(…) To może powiem jedną rzecz o Bożym Narodzeniu. Proboszcz w pewnej parafii zrobił ładną szopkę, tradycyjną, z siankiem. Położył figurkę Jezusa w żłóbeczku i dał dużą żarówkę, żeby ją mocno oświetlić. Wieczorem przyszedł kot, szukał najcieplejszego miejsca. A że najcieplejsze miejsce było pod lampą, zębami laleczkę Jezusa wyciągnął i położył się na cieplutkim sianku. Proboszcz tego nie widział (bo szopka była z boku, daleko od ołtarza) i w czasie kazania mówi z przejęciem:
– Popatrzcie na szopkę! Na twarz Zbawiciela! Ile z niej można wyczytać. To skupienie…
Ludzie w prawej nawie kościoła pokładali się ze śmiechu.
A kilka lat wcześniej inny ksiądz chodził po kolędzie, a już zmęczony był. Pod lasem stoi domek, z piętnaście minut drogi, a tu nieodśnieżone.
Ale idzie dym z komina, więc wdowa jest w domu (bo ksiądz wiedział, że tam starsza, samotna pani mieszkała). „No, ojej… Iść, nie iść. No ale ona czeka. Jeśli jej nie odwiedzę, będę miał wyrzuty sumienia”. Koniec końców poszedł. Brnie po tym śniegu, wreszcie dotarł. Wtarabanił się do izby i mówi zdyszany:
– Szczęść Boże! No, ale Pani docenia, że ja tu piętnaście minut szedłem po nieodśnieżonej drodze, żeby Pani błogosławieństwo przynieść!
– Rozumiem księdza… Przecież każdy grosz się liczy…
A innym razem znowu jeden z księży głosił kazanie o niebie. I mówił ogromnie przekonująco (chociaż Pan Jezus zapowiedział, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, on jednak znalazł słownictwo). Przedstawił niebo w bajecznych kolorach.
Ludzie byli zachwyceni tym kazaniem. A jedna pani aż westchnęła:
– Ech, żeby to Bóg dał doczekać…
Tak a propos, to mi się jeszcze jedna anegdotka przypomniała.
Idzie ksiądz proboszcz po kolędzie, późno już, a tam stoi paru takich meneli…
– Latareczka, księżulku, wyskakujemy… Pieniążki, zegareczek, portfel…
A drugi go szturcha:
– Jezu, ty… To nasz proboszcz.
– O… Bardzo księdza przepraszamy. – Z powrotem mu to wszystko zakładają i mówią: – Odprowadzimy księdza proboszcza do domu, bo tu się tyle hołoty kręci…
____________________________
Mała dziewczynka pyta matkę:
- Mamusiu, mogę iść popływać?
- Nie, córeczko, tam są rekiny.
- Ale tatuś pływa.
- Tatuś może. Jest ubezpieczony.
W każdą niedzielę, wychodząc z kościoła, mężczyzna dawał żebrakowi 10 zł i tak to trwało kilka miesięcy. W październiku dał mu 5 zł.
Zdziwiony żebrak pyta:
– Dlaczego tylko 5 zł, zawsze było 10 zł?
– No wiesz, posłałem syna na studia.
– Ale dlaczego na mój koszt?
Dwóch prawników weszło do baru. Zamówili po drinku, po czym wyciągnęli z teczek po kanapce i zaczęli jeść. Natychmiast pojawił się przed nimi właściciel baru.
– Panowie, bez przesady, nie możecie tu jeść swoich kanapek.
Prawnicy wzruszyli ramionami i zamienili się kanapkami.
Przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe botki.
Szarpie się, męczy. Jest!! Weszły! Spoceni siedzą na podłodze, gdy dziecko odzywa się:
– Plosę pani, założyliśmy buciki odwlotnie...
Pani patrzy, faktycznie. Ściąga je, morduje się, sapie. Uuuf, zeszły.
Wciągają je znowu, sapią, ciągną. Buciki nie chcą wejść... Uuuf. weszły. Pani siedzi, dyszy, a dziecko mówi:
– Ale to nie są moje buciki...
Pani niebezpiecznie zwęziły się oczy, odczekała i znów szarpie się z butami... Zeszły.
Na to dziecko: – To buciki mojego blaciska i mama kazała mi je nosić...
Pani zacisnęła ręce na szafce, odczekała, aż przestaną się trząść, przełknęła ślinę i ponownie wciąga buty. Po długiej walce, weszły. Nareszcie!
– No dobrze – mówi wykończona pani – a gdzie są twoje rękawiczki?
– Mam schowane w bucikach...
Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Wkrótce spróbował pochwalić się tym przed Janem Pawłem II. Jednak coś mu się pomyliło i zamiast:
"Jak się czuje Papież",
zapytał: - Jak się czuje piesek?
Papież spojrzał na niego zdziwiony, po czym odpalił: - Hau, hau
Jedna z sióstr opiekujących się zapiskami siostry Faustyny pytała kardynała Wojtyłę, czy może je zawieźć księdzu, który miał napisać teologiczną opinię na temat "Dzienniczka". Kardynał stanowczo odmówił:
- Będzie Siostra jechała tramwajem, tramwaj się wykolei, i "Dzienniczek" zginie. I Siostra zginie, ale to nic, bo Siostra pójdzie do nieba. A "Dzienniczek" nie może zginąć!
- Puk! Puk!
- Kto tam?
- Ateista.
- Nie wierzę!
- Jak Boga kocham!
Baca zakopuje w ziemi zdechłego psa.
Sąsiad zagaduje:
- A co to się stało, kumie?
- Aaa, musiołek go zastrzelić!
- To pewnie był wściekły, co???
- No, zachwycony to nie był!!!
Policjant zatrzymuje bacę jadącego furmanką.
- Baco, co wieziecie?
Baca nachyla się i szepcze:
- Siano.
- Czemu tak cicho mówicie?
- Żeby koń nie usłyszał!
Podczas powitania w Monachium Ojciec Święty zapytał dzieci:
- Dano wam dziś wolne w szkole?.
-Tak!!! - wrzasnęły z radością dzieci. Jan Paweł II odpowiedział:
- To znaczy, że papież powinien częściej tu przyjeżdżać.
Ksiądz Karol Wojtyła maszerował po Tatrach. Był ubrany na sportowo, niósł plecaczek. W pewnym momencie zorientował się, że zapomniał zegarka. Podszedł więc do opalającej się na uboczu ładnej kobiety. Zanim jednak zdążył otworzyć usta, kobieta przywitała go:
- Zapomniał Pan zegarka, co?
Ksiądz zdziwił się, skąd o tym wie. Turystka pokiwała głową:
- No tak... Jest pan dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. A później proponuje wino, wspólne opalanie i dancing w Zakopanem...
- Ale ja jestem księdzem! - zaprotestował ksiądz Wojtyła. Kobieta nie zmieszana, odpowiedziała:
-Podrywano mnie na różne sposoby, ale "na księdza" to pierwszy raz.
- Marnie wyglądasz. Powinieneś mniej pościć - powiedział zakonnik do pustelnika.
- Przecież mam osiemdziesiąt lat i świetnie się czuję - odpowiedział starzec.
- Gdybyś mniej pościł, miałbyś już dziewięćdziesiąt.
Policjanci zatrzymują samochód. Wysiada ksiądz.
- Dzień dobry...
- Szczęść Boże - odpowiada kapłan.
- Co ksiądz wiezie w bagażniku?
- Bojler...
- No tak, bojler... W takim razie dziękujemy...
Ksiądz odjechał. Zdziwiony policjant pyta kolegę:
- Co to jest bojler?
- Nie wiem, ja nie chodziłem na religię...
- Ładne buty, proszę księdza.
- Zamszowe?
- Nie.
- Za swoje.
Podczas kolędy rozmowa nie zawsze się klei. Ksiądz zagadał więc do najmłodszego w rodzinie Jasia:
- A ile masz lat?
- Siedem...
- A do kościółka chodzisz?
-Chodzę...
- Co niedziela?
- Co niedziela...
- Z całą rodziną?
- Z całą...
- A do którego?
- Do Carrefoura...
- Mamo, dlaczego na zdjęciu ślubnym jesteś w białym welonie? - zapytało dziecko.
- Biały kolor to znak radości, synku.
- A dlaczego tata jest tu ubrany na czarno?
Rozpętała się potworna burza na morzu. Ksiądz poszukał kapitana.
- Czy toniemy? - zapytał.
- Dopóki marynarze klną, nie jest tak źle- odpowiedział kapitan. Po kwadransie duchowny zapytał znowu:
- Czy marynarze jeszcze klną?
- Tak!
- Bogu niech będą dzięki!